Pani doktor, czy nowotwory są zaraźliwe?

avatar
Dr Paula Dobosz 23 mar, 8 minut czytania

Zdarza się, że w codziennym życiu ignorujemy nowotwory. Zwłaszcza teraz, gdy na każdej stronie internetowej, w każdej stacji radiowej i telewizyjnej krzyczą na nas agresywne koronawirusowe nagłówki. Na co dzień staramy się o nowotworach nie myśleć, nie zauważać ich, tak jak palacze nie widzą ostrzeżeń o grożącym im raku płuc na paczkach papierosów, a ludzie przechodzący przez chmurę dymu obok palacza na ulicy udają, że to za mało, aby dostać raka. W tym wypadku obowiązuje klasyczny Trylemat Lema: „Po pierwsze: nikt nic nie czyta; po drugie: jeśli przypadkiem przeczyta, to i tak nie rozumie; po trzecie: jeśli nawet zrozumie, to natychmiast zapomina”. Dopiero kiedy zachoruje ktoś z naszych bliskich pojawia się strach i pytanie skąd się ten rak bierze. Czy ktoś może mi go „sprzedać”, „podarować” czy też można na niego samemu ciężko ”zapracować”? Zaczynamy się zastanawiać, czy ktoś jeszcze w rodzinie miał raka i czy może my też jesteśmy na niego skazani? I w zakładzie fryzjerskim, w którym czasem bywam, ktoś nagle zadaje pytanie „Czy nowotwory są zaraźliwe?”

 

Wzrost zachorowalności na nowotwory – jest dużo, a będzie jeszcze więcej

 

Na szczęście u ludzi nie dowiedziono, aby komórki nowotworowe jednej osoby mogły żyć i tworzyć guza u innej, tak jak to ma miejscu w przypadku diabłów tasmańskich. Nie mniej jednak ilość chorych na nowotwory rośnie. Jak donoszą francuscy naukowcy na łamach szanowanego czasopisma Oncology Lancet, do roku 2030 zachorowalność na nowotwory wzrośnie o 75% w krajach rozwiniętych i nawet o ponad 90% w krajach rozwijających się. Jest to związane głównie ze zmianą trybu życia osób zamieszkujących kraje rozwinięte: brak ruchu, bardzo niezdrowa dieta, dużo stresu i zanieczyszczenia nie pozostają obojętne dla naszego organizmu, nie wspominając już o paleniu papierosów czy nadmiarze wszelkich substancji psychoaktywnych. Także długotrwała ekspozycja na promienie ultrafioletowe (opalanie się), promieniowanie jonizujące, promienie X (Roentgena) czy oddziaływanie silnego pola magnetycznego mają swój udział w uszkadzaniu materiału genetycznego komórek. Ponadto nowotwory nierozerwalnie związane są ze starzeniem się organizmu, zatem wzrost liczby chorych przynajmniej częściowo można wytłumaczyć także coraz większym odsetkiem osób starszych w społeczeństwie.

 

Nowotwór jako choroba genetyczna

 

Czym jest choroba nowotworowa i skąd się bierze? Choć wielu z nas o tym nie wie, wszystkie nowotwory są chorobami genetycznymi. Oznacza to, że podłożem do ich powstania jest błąd (mutacja) w materiale genetycznym komórki, na skutek którego komórka zaczyna np. się dzielić w bardzo niekontrolowany sposób, prowadząc do powstania guza. Niektóre mutacje (warianty genetyczne) obecne u rodziców mogą jednak podnosić prawdopodobieństwo wystąpienia nowotworu u potomstwa – tak jest w przypadku raka jelita grubego (gen APC) czy raka piersi (m.in. geny BRCA1 i BRCA2). I tu pojawia się kolejny ważny aspekt: nie dziedziczymy nowotworów, nie otrzymujemy ich w spadku od przodków. Możemy co najwyżej być w grupie osób o wyższym prawdopodobieństwie zapadnięcia na chorobę nowotworową ze względu na przekazane nam geny: mieć podwyższone ryzyko rozwoju pewnych nowotworów z powodu odziedziczonych wariantów genetycznych. Wiedząc, że nasza babcia i ciocia miały nowotwór piersi, możemy regularnie wykonywać badania (w tym przypadku np. mammografia, usg) i prowadzić możliwie zdrowy tryb życia, dbając o codzienną dawkę ćwiczeń fizycznych i skład naszych posiłków. Tym samym jesteśmy na wygranej pozycji – mamy szansę zdiagnozować maleńki guz, gdy tylko się pojawi – czyli w stadium, gdy jest on często kompletnie wyleczalny. A równie prawdopodobne jest, że nigdy nie zachorujemy na chorobę nowotworową, bo nasz styl życia ma wielki wpływ na każdą komórkę organizmu.

Pamiętając, że każdy nowotwór wiąże się z uszkodzeniem DNA, możemy zatem lepiej zrozumieć, dlaczego niektórym chorobom genetycznym towarzyszy o wiele częstsze współwystępowanie nowotworów. Potwierdza to dr n. med. Paweł Szyld, lekarz genetyk kliniczny: „Istnieje wiele chorób lub zespołów podwyższonego ryzyka zachorowania na nowotwory, które uwarunkowane są dziedzicznymi zmianami w genach. Najważniejszymi są: dziedziczny rak piersi i jajnika, Zespół Lyncha (dziedziczny rak jelita grubego niezwiązany z polipowatością – HNPCC), rodzinna polipowatość gruczolakowata (FAP – dziedziczny rak jelita grubego związany z polipowatością), Zespół Li-Fraumeni, Nerwiakowłókniakowatość, Mnoga gruczolakowatość wewnątrzwydzielnicza (MEN) i wiele innych, mniej znanych.”

 

Jakie badania i kiedy

 

W przypadku wielu nowotworów już od wielu lat można wykonać diagnostykę molekularną. Takie badania genetyczne (lub jeszcze dokładniejsze całogenomowe) polegają na poszukiwaniu zmian, czyli mutacji, w genach, które zwiększają ryzyko zachorowania na dany typ nowotworu lub kilka typów nowotworów, albo wskazują, które z istniejących mutacji są kluczowe dla danego nowotworu, jeśli taki już istnieje. Choć diagnostyka genomowa mutacji nowotworowych już istnieje nawet w Polsce, to zwykle należy za nią zapłacić z własnej kieszeni. Tak jest jednak w większości krajów świata. Badanie polega zwykle na pobraniu krwi pacjenta (lub krwi i fragmentu świeżej tkanki nowotworowej – to istotne!), z której izolowany jest materiał genetyczny, następnie poddawany odpowiedniej analizie celem wykrycia i dokładnej analizy istniejących mutacji.

Nie we wszystkich typach nowotworów możliwe jest przeprowadzenie tak zaawansowanej diagnostyki genomowej (no bo jak pobrać fragment tkanki z mózgu? Zwykła biopsja w „zabiegowym” raczej nie wchodzi w grę), ale niemal we wszystkich można wprowadzić badania profilaktyczne – i to właśnie one najczęściej pozwalają na wczesne wykrywanie zmian nowotworowych, a tym samym znacznie zwiększają szanse na całkowite wyleczenie.

Ciągle jednak nie możemy powiedzieć, że są dziedziczne – bo dziedziczymy jedynie podatność i również od nas zależy, czy postaramy się swoim życiem przyczynić do rozwinięcia raka, czy może zminimalizować tą szansę. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie, bez wyjątku, są spowodowane mutacjami materiału genetycznego (czyli DNA) prowadzącymi do niekontrolowanego podziału komórek. W przeciwieństwie do normalnych naszych komórek, zdrowych, które dokładnie wiedzą, kiedy mają się dzielić, a kiedy lepiej będzie ustąpić miejsca nowym, wkraczając tym samym na szlak apoptozy – programowanej śmierci komórki, zjawiska absolutnie normalnego i pożądanego. Reasumując, komórka nowotworowa nie dość, że ma uszkodzone DNA, to jeszcze dzieli się bez opamiętania, szybko, dając początek rosnącemu guzowi.

Co gorsza, część nowotworów ma niebywałą zdolność naciekania sąsiednich tkanek (rozprzestrzeniania się na sąsiadujące tkanki, narządy) oraz metastazy, czyli tworzenia przerzutów, które mogą być niezwykle odległe od pierwotnego guza, będącego źródłem „przerzutujących” komórek. I tak na przykład rak piersi bardzo często tworzy przerzuty w sąsiadujących węzłach chłonnych, ale równie chętnie „przerzuca się” do kości i centralnego układu nerwowego. Czy w jakikolwiek sposób możemy sprawić, aby nowotwór nie rozpoczął procesu metastazy? Cóż, wygląda na to, że wciąż najlepszą rzeczą jest wczesne wykrycie zmiany i jej szybkie usunięcie.

W sensie dosłownym nowotwory nie są zaraźliwe, możemy spać spokojnie. Do tej pory naukowcy nie podali żadnej sensacyjnej informacji, żadnych wyników badań, które mogłyby jednoznacznie wskazywać na możliwość przenoszenia się nowotworów choćby drogą kropelkową, niczym wirus grypy. Są co prawda wirusy sprzyjające powstawaniu raka, jak HPV, czyli wirus wiązany z rakiem szyjki macicy u kobiet, ale wciąż potrzebnych jest o wiele więcej czynników dla rozwoju nowotworu czy choćby przeniesienia się wirusa – drogą kropelkową się nie da. Zatem możemy zarazić się wirusem, który sprzyja powstawaniu nowotworów. Na szczęście istnieją od lat szczepionki, które nas przed tym chronią (np. Gardasil).

 

Co robić, żeby mieć raka?

 

Możemy też postąpić zupełnie inaczej: być stereotypowym Polakiem, który (machając ręką na znak daleko posuniętego i przez lata pielęgnowanego tumiwisizmu) obwieszcza wszem i wobec, że „na coś przecież trzeba umrzeć!”, więc dwunasty papieros tego dnia nie czyni różnicy. A potem wieczorem jeszcze dwa piwa. Prawda jest jednak nieubłagana: nie ma nic gorszego niż papierosy połączone z alkoholem. Alkohol powoduje rozszerzanie naczyń krwionośnych, przez co efektywniej rozprowadza w organizmie wszelakie substancje, w tym szkodliwe substancje z papierosowego dymu. Wszystko razem filtrowane jest w wątrobie, której zadaniem jest oczyszczanie organizmu z toksyn; jeśli palimy i pijemy jednocześnie, wątroba ma wiele pracy. Może któregoś dnia nie dać rady, podobnie jak nasze serce czy płuca, gdzie składniki dymu papierosowego odkładają się równie chętnie, a nadmiar złego uszkadzają komórki tych organów zwykle w sposób nieodwracalny.

 

Aspekty psychologiczne „zaraźliwości” nowotworów

 

Na czym zatem polega „zaraźliwość” nowotworów? Często na strachu. Na panice. A to może sprawić, że będziemy często sprawdzać wszelkie medycznie nieprawidłowości, często wykonywać badania profilaktyczne. Albo strach nas sparaliżuje i będziemy udawać, że nic nam nie dolega nawet wtedy, gdy gołym okiem widać, że okłamujemy samych siebie. Pomyślmy tylko o swoim otoczeniu, o rodzinie, bliskich, przyjaciołach, znajomych. Ilu z nich walczyło z chorobą nowotworową? Ilu miało kogoś w rodzinie, u kogo zdiagnozowano raka? Ile razy ty sam, drogi czytelniku i droga czytelniczko, zastanawiałeś/aś się, czy przypadkiem ciemniejsza zmiana na skórze po wakacjach nie jest nowotworem? Albo jakieś dziwne zgrubienie, może guz, czy to już rak?

Podobnie rzecz się ma z aspektem psychologicznym naszego kontaktu z chorobą nowotworową. Jeżeli choruje ktoś nam bliski, będziemy dzielić z nim trudy leczenia i przezwyciężania problemów, będziemy razem z nim wierzyć w powodzenie terapii, cierpieć w chwilach bólu i wątpić bądź pocieszać w chwilach słabości. Zarazimy się jego nowotworem w sensie psychicznym. Kiedy choruje ciało, cierpi także psychika, ponieważ walka z nowotworem jest mocno wyczerpująca. Zatem warto zatroszczyć się o siły psychiczne i właśnie tu przydaje się pomoc odpowiedniego psychologa. Walka z nowotworem bywa równie ciężka dla najbliższych i dlatego również im przydaje się wsparcie fachowca. Skoro chcemy być podporą dla chorego, musimy sami być niebywale silni.

A co, jeśli sami zwątpimy? Być może zaczniemy dopatrywać się oznak choroby u siebie, wpadając w panikę przy każdym pieprzyku i bólu głowy. A może pójdziemy w odwrotną stronę – postaramy się pozytywnie zmienić swoje życie, minimalizując wszelkie potencjalne czynniki wywołujące raka. Zaczniemy głośno mówić o zmianach, które wprowadzamy w swoje życie, dzielić się z kolegami z pracy i z przyjaciółmi każdą nowinką, którą sami odkryjemy i zastosujemy, jak baczniejsze przyglądanie się zawartości posiłków, wybieranie zdrowszych i bardziej ekologicznych produktów, unikanie długiego leżenia na słońcu czy przebywania z palaczami, a nawet przechodzenia obok osoby palącej. Do nowego rozkładu dnia dodamy również codzienną porcję ćwiczeń fizycznych, może fitness z przyjaciółką, a zamiast kilku piw w piątkowy wieczór wypijemy jedną, małą lampkę czerwonego wina (OK, też zawiera alkohol, wrócimy do tematu w innym artykule). W naszym grafiku co pewien czas pojawią się wizyty kontrolne i badania – przecież wiemy, że w obecnych czasach udoskonalone procedury chirurgiczne i celowane terapie farmakologiczne, oparte na dokładnych badaniach całego genomu, są wysoce skuteczne. Pozostaje zatem kwestia wczesnego wykrycia niewielkiej jeszcze zmiany. Statystycznie na każde tysiąc kobiet poddających się regularnym badaniom kontrolnym około 70 – 80 zostanie wezwanych na dalszą diagnostykę z podejrzeniem nowotworu piersi. Diagnoza potwierdzi się jedynie u części z nich, a i w tej grupie większość uda się wyleczyć – szczerze mówiąc, niemal wszystkie te panie mają szansę na kompletne wyleczenie, jeśli natychmiast zostanie wdrożona odpowiednia metoda terapeutyczna. Pozostanie niewielki odsetek kobiet, którym zostanie postawiona diagnoza nowotworu złośliwego. W przeciwieństwie do infekcji wirusowych czy bakteryjnych czy nawet pasożytniczych, choroba nowotworowa powstaje w nas samych, bo przyczyną jest często błąd wewnątrz jednej, pojedynczej komórki.

 

Nie każdy nowotwór to rak

 

Mamy do wyjaśnienia jeszcze jedną ważną sprawę: każdy rak jest nowotworem, ale nie każdy nowotwór jest rakiem. Różnica? Pochodzenie guzów: rak jest nowotworem wywodzącym się z tkanki nabłonkowej. Proces nowotworzenia może rozpocząć się w każdej tkance, w każdej komórce naszego ciała. Ze względu na pochodzenie nowotworów wyróżniamy m.in. glejaki (wywodzą się ze zmutowanych komórek tkanki glejowej) czy chłoniaki (wywodzą się z tkanki chłonnej, czyli limfatycznej). To tylko wierzchołek góry lodowej, bo ogromna większość nowotworów nie jest złośliwa i z powodzeniem da się je wyleczyć.

Przyjrzyjmy się temu aspektowi bliżej. Bardzo duży odsetek zachorowań na nowotwory udaje się skutecznie wyleczyć, a czynników sprzyjających procesowi zdrowienia jest całkiem sporo. Nie ulega wątpliwości, że pokonanie nowotworu bezpośrednio wiąże się z momentem rozpoznania, jakością opieki zdrowotnej (a tutaj także statusem socjoekonomicznym jednostki i jej możliwościami finansowymi) oraz wiarą w powodzenie terapii (stąd nawet osoby poddające się ryzykownym i drogim kuracjom u szarlatanów głęboko wierzą, że będą uleczone, choćby podawano im witaminę C czy „strukturyzowaną wodę”…). Tak, jak w przypadku wielu innych chorób, tak i w chorobie nowotworowej ogromnie istotne jest pozytywne nastawienie chorego i przekonanie o skuteczności podjętych działań. Bezcenna jest tutaj pomoc i wsparcie otoczenia, ale także wiara w autorytet: zespół specjalistów, który się mną opiekuje, ma wiedzę, umiejętności i doświadczenie. Coraz częściej chory uzyskuje też fachowe wsparcie psychologa, który nie jest zwyczajnym psychologiem – jest specjalistą wyszkolonym i doświadczonym w pomaganiu pacjentom nowotworowym. O ile w Polsce instytucja psychologa wspierającego pacjenta w chorobie nowotworowej czy genetycznej wciąż jeszcze raczkuje, ośrodków fachowego wsparcia nie ma prawie wcale, tak w krajach zachodnich niemal normą jest przydzielanie psychologa każdemu pacjentowi. Liczne badania amerykańskie jednoznacznie wskazują na ogromną skuteczność fachowej pomocy psychologicznej: przeżywalność 5-letnia pacjentek ze złośliwym rakiem piersi nie otrzymujących wsparcia psychologa wynosi 24%, a pacjentek z grupy otrzymujących wsparcie ponad 32%. Jeszcze bardziej optymistyczne wyniki dotyczyły analizy 5-letniej przeżywalności pacjentów z czerniakiem: grupa nieotrzymująca pomocy 72%, zaś osoby z grupy objętej pomocą psychologa przeżywały ten okres aż w 92%. Z całą pewnością to nie psychologia leczy pacjentów, ale kombinacja wielu czynników. Być może pomoc psychologa pomaga pacjentowi trzymać się ciężkiego reżimu terapii, nie poddawać się, nie zmieniać leczenia. Podobnie rzecz się miała z depresją, która bardzo często towarzyszy chorobie nowotworowej – również i tutaj pacjenci onkologiczni korzystający z częstej i regularnej pomocy odpowiednio wyszkolonych psychologów o wiele szybciej wychodzili z obu chorób, a leczenie było bardziej efektywne i długoterminowe.

Kończąc onkologiczno-filozoficzne przemyślenia – może warto „zarazić się nowotworem” w sensie profilaktycznym? Zwłaszcza teraz, gdy zaczynamy kolejny piękny sezon letniej ekspozycji na promienie słoneczne, warto zwrócić uwagę na istniejące anomalie na skórze lub nietypowy ból głowy. Zapisać się na badania profilaktyczne, a w międzyczasie… rozpocząć nowy rytuał codziennego biegania lub dowolnego innego sportu. Pamiętajmy, że nie ma lepszego leku, w dodatku bez recepty i skutków niepożądanych 😉

Podziel się: